Właśnie udało się jej skończyć, gdy usłyszała, jak ktoś przekręca
klucz w zamku. Drzwi kuchenne otworzyły się i stanął w nich Scott Galbraith. Na jej widok uśmiechnął się przyjaźnie. - Cześć, Willow. Zaczerwieniła się. - Przykro mi bardzo, że szwagierka zmusiła pana do zwracania się do mnie po imieniu. To naprawdę nie jest konieczne... - Ależ Camryn obraziłaby się na mnie śmiertelnie, gdybym R S odważył się powrócić do oficjalnej formy. - Wskazał na kubek, który trzymała w dłoni. - Co pijesz? - Gorącą czekoladę - odpowiedziała, wstając ze swojego miejsca za stołem. - Może też masz ochotę? Pokręcił przecząco głową. - Nie, dziękuję. Zjadłem późną kolację i wypiłem stanowczo zbyt wiele kaw. - Jak gra? - Camryn pokonała mnie już przy drugim dołku. Świetnie grą w golfa. Od kilku lat co roku zdobywa tytuł klubowego mistrza kobiet, a ja rzadko ostanimi czasy grałem. Mam jednak nadzieję, że uda mi się szybko nadrobić zaległości. Willow zauważyła, że jej pracodawca opalił się. Bijący z policzków blask podkreślał magnetyzm jego spojrzenia. - Czym zajmuje się twoja szwagierka, gdy nie gra w golfa? - Prowadzi butik w Crestville. Sama projektuje większość ubrań. Jej kolekcja nazywa się CM. Works, może o niej słyszałaś? Rzekomo jedna z zaprojektowanych przez nią sukienek pojawiła się na styczniowej okładce magazynu „Vogue". - Niestety nie. - Jeżeli projekty autorstwa Camryn pojawiały się w „Vogue", Willow z całą pewnością nie było na nie stać. - Ale to zapewne dlatego, że niezbyt interesuję się modą. Jestem w końcu szarą myszką - dodała niby od niechcenia. Scott nie krył zaskoczenia. Wpatrywał się w nią podejrzliwie, jakby chciał ocenić, czy to przypadek, czy też Ida Trent była niedyskretna. Najwyraźniej niewinny wyraz twarzy Willow zmylił go, bo chwilę później wyraźnie odetchnął z ulgą. - Cóż - stwierdził. - Na świecie potrzeba najróżniejszych ludzi... R S Willow z trudem stłumiła śmiech. - A jak tobie minął dzień? - spytał. - Robisz jakieś postępy z Lizzie? - Obawiam się, że nie. - A co z Amy? - Też nic. Zmarszczył brwi. - Naprawdę przykro mi, że... - zaczął, ałe Willow nie pozwoliła mu dokończyć. - Nie, to mnie jest przykro, że wtedy u Morgantiego zachowałam się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Już dawno powinnam była za to przeprosić. Nie znałam wówczas wszystkich okoliczności i chociaż wiem, że to nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... - Miałaś mówić mi po imieniu - przerwał jej w pół zdania.