grilla. Wybrała łososia, którego pieczono tu na drewnie cedrowym.
Potem pogrążyła się w beztroskiej rozmowie: ostatecznie mogła cieszyć się ich towarzystwem, nawet jeśli oni nie cieszyli się swoim nawzajem. Nie spieszyli się z jedzeniem; kiedy już kończyli i zamówili kawę, Milla poczuła za sobą czyjąś obecność. Odwróciła się, by spojrzeć w szczupłą, zmęczoną twarz True Gallaghera. - True! - powiedziały jednocześnie obydwie kobiety. Milla zerknęła podejrzliwie na przyjaciółkę. Czy Susanna to ukartowała, gdy Milla otwarcie powiedziała jej, że nie zamierza spotykać się z True? an43 172 - Właśnie was zauważyłem - powiedział, kładąc dłoń na oparciu jej krzesła i tym samym muskając łopatkę Milli. - Susanna, Rip! Jak się macie? Szkoda, że nie widziałem was wcześniej, moglibyśmy usiąść razem. - Dobrze się mamy - zachichotała Susanna. - Przepracowani, ale to norma. A ty? - Tak samo. - Właśnie zamówiliśmy kawę. Może przyłączysz się do nas? Chyba że bardzo się spieszysz? - Dziękuję, chętnie się przyłączę - usiadł na krześle pomiędzy Susanna a Millą, mierząc tę ostatnią uważnym spojrzeniem. - Dawno cię nie widziałem. Wypłynęło coś nowego? Wyglądasz... - Jeżeli powiesz „na zmęczoną", dostaniesz po głowie - powiedziała poważnie. - O nie. Chciałem powiedzieć, że wyglądasz wspaniale - uśmiechnął się szeroko. - Mhm - nie czuła się przekonana. - Nie, nic nie wypłynęło. Szukam zaginionych, zbieram fundusze dla organizacji. Udało mi się pozyskać nowego sponsora w Dallas, firmę komputerową. - To świetnie - powiedział True. Rip w ogóle nie brał udziału w rozmowie, nie przywitał się nawet z True. Milla, rzuciwszy nań okiem, zauważyła, że z twarzy Kospera zniknęło całe ciepło. Spojrzenie lekarza przypominało jej trochę zimny wzrok Diaza. an43 173 Cholera. Przyszła tu po to, by zapomnieć o Diazie, a nie myśleć o nim. Ale co działo się z Ripem? Przecież to taki miły i otwarty człowiek. W jaki sposób True mógł nadepnąć mu na odcisk? W torebce Susanny nagle coś zapiszczało. - Przynajmniej poczekali, aż skończę jeść - westchnęła z jękiem, wyciągając pager i patrząc na wyświetlacz. - Szpital. Przepraszam was na chwilę, wyjdę i zadzwonię do nich. Łapiąc komórkę, prawie wybiegła głównym wejściem. - Dla lekarza niespodziewany telefon nigdy nie oznacza nic dobrego - powiedział True. Jego dłoń znów spoczywała na oparciu krzesła Milli, a kciuk niby przypadkiem otarł się o jej ramię. Dopiero po chwili cofnął rękę; a może bawił się z nią i nie chciał dawać pretekstu do odsunięcia się.