zdoła wyjechać na nim za bramę.
- Hej! Co ty tam robisz?! Nieoczekiwanie w drzwiach stanął stajenny. Rzucił miotłę i podbiegł do niej. Jego wrzask zaalarmował Kozaków. Becky ścisnęła konia kolanami, kurczowo uczepiona jego grzywy. Kasztanek zarżał. Poczuła, że się ześlizguje, lecz nie rezygnowała. - Jazda! - Kolejny raz szturchnęła go gniewnie piętą, ale koń po trzech gwałtownych susach stanął dęba, usiłując strząsnąć ją z siebie. Niestety, upuściła postronek, usiłując utrzymać się na jego grzbiecie. Nie mogła okiełznać zwierzęcia, a co gorsza, Kozacy zablokowali jedyne wyjście. Ściągnęli ją z kasztanka, który pognał przed siebie. Daremnie usiłowała się im wyrwać. - Pomóż mi! - krzyknęła do stajennego, walcząc z Kozakiem, który wykręcał jej ręce do tyłu. - Oni chcą... - Co, mam ci jeszcze pomagać?! - wrzasnął, cały czerwony ze złości. - Już ty mi zapłacisz! - i wybiegł w ślad za koniem. Kozacy chwycili ją z dwóch stron za ramiona. Było już po wszystkim. Ale gdy spojrzała ku drzwiom, oniemiała. Jej prześladowcy wpatrywali się w pięknego młodzieńca, zastępującego im drogę ze szpadą w ręce. 5 Alec! Co tu robisz?! - A jak ci się zdaje? - odparował, że wzrokiem utkwionym w Kozakach. - Ratuję cię, rzecz jasna. - Zabiją cię! Spojrzał na nią tak, że się wzdrygnęła. Nie musiał robić jej wyrzutów za brak zaufania i ucieczkę. Wiedziała, że go zawiodła. A jednak gotów był walczyć o nią. Nie miał pojęcia, że było to pewne samobójstwo. Na myśl, że zaraz zostawią go rozciągniętego bez życia na ziemi, zaczęła się wyrywać Kozakom z jeszcze większą furią. Jeden z nich wykręcił jej rękę tak mocno, że skrzywiła się z bólu. Alec zaklął i podszedł bliżej. - Co chcesz zrobić?! - krzyknęła. - Nie wezmą cię przemocą! - Za późno, odejdź! Wzruszył ramionami. - My, bracia Knight, nie porzucamy przyjaciół w potrzebie - odparł z miażdżącą pogardą. - Jeśli sądzisz, że mogę cię zostawić po tym, co między nami zaszło w nocy, to zbyt nisko mnie cenisz. - To moja sprawa! - Zdaje mi się, że ta sprawa jest przegrana, cherie. Przyszedłem wyrównać rachunki. Po tych słowach utkwił wzrok w potężniejszym z dwóch Kozaków. - Puść ją, a daruję ci życie. Obydwaj ryknęli śmiechem. Twarz Aleca stężała. Skierował szpadę ku piersi pierwszego z nich. - Powiedziałem, żebyś ją puścił. Czego od niej chcecie? - Alec... - Milcz, Becky. Porozmawiamy później. - Oni nie mówią po angielsku! - Och, myślę, że mimo to rozumieją mnie doskonale - mruknął, nie spuszczając wzroku ze zwalistego Kozaka. Miał rację. Kozak wiedział, że Alec rzucił mu wyzwanie. Spojrzał ponuro na swojego kompana, oddając Becky w jego ręce, a potem z obnażoną szablą runął na przeciwnika. A zatem jego przyszła żona nie tylko miała go za ostatniego szubrawca bez krzty honoru, ale wątpiła w jego szanse. No cóż, pokaże jej, że się myliła. - Podejdź bliżej, szubrawcze - zawołał. Zapowiadało się, że walka będzie wyrównana. Będzie musiał zebrać wszystkie siły. Dla Becky. Drugi z Kozaków usiłował ją odciągnąć, lecz robiła, co mogła, żeby mu się to nie udało. Alec wiedział, że aby ją oswobodzić, musi szybko zwyciężyć pierwszego napastnika. A ten świsnął właśnie szablą, mierząc w jego głowę. Odparował cios. W wąskim przejściu rozległ się szczęk broni. Odstąpili od siebie, po czym zwarli się w zaciekłym starciu. Alec nigdy jeszcze nie musiał tak szybko przejść do defensywy. Dwoił się