...
- Bursztynowy Alarm w Lubbock! - krzyknęła Joann ze swojego pokoju. Po minucie wszyscy mieli już opis dziecka, trzyletniej dziewczynki porwanej z własnego podwórka. Samochód: ciemnozielony nowoczesny ford, półciężarówka. Kierowca: biały mężczyzna, około trzydziestki, długie jasne włosy Oczywiście zatrzymaniem faceta zajmie się policja z Lubbock, niemniej jednak Poszukiwacze uruchomili wszystkich swoich tamtejszych współpracowników, wysłali ich na ulice i autostrady uzbrojonych w telefony komórkowe, opis samochodu i rysopis porywacza. Po czterdziestu pięciu pełnych napięcia minutach zlokalizowano wreszcie samochód i powiadomiono policję. Kiedy radiowóz dogonił auto i zamrugał światłami, kierowca potulnie zjechał na pobocze. Okazało się, że porwanie to efekt sprzeczki rozwiedzionego małżeństwa: poszukiwana dziewczynka była córką ściganego mężczyzny, zresztą bardzo zadowoloną z przejażdżki z tatą. Rozpłakała się, kiedy policjant zabierał ją ojcu. - Ech, ludzie - parsknęła zniesmaczona Milla, ostentacyjnie uderzając czołem o biurko. - Czemu oni robią takie rzeczy swoim dzieciom? - Bo tak - odpowiedziała inteligentnie Joann, a potem z przejęciem sapnęła: - Zgadnij, kto nas właśnie odwiedził. Milla uniosła głowę. Jej serce natychmiast przyspieszyło, gdy zobaczyła Diaza idącego tym swoim kocim krokiem przez biuro. Wszystkie głowy odwracały się w jego stronę, rozmowy milkły Brian an43 206 wyprostował się, uważnie obserwując przybysza: wyczuł obecność drapieżnika zagrażającego stadu. Zapewne rozpoznał Diaza, widzieli się tydzień wcześniej w trakcie poszukiwań małego Maksa, ale najwyraźniej nie zmniejszało to jego niepokoju. Diaz zatrzymał się w drzwiach pokoju Milli, a potem przesunął się nieco na bok, by nikt nie mógł zajść go niepostrzeżenie od tyłu. - Przejedźmy się na drugą stronę granicy - powiedział. Jego twarz była dobrze znaną maską bez żadnego wyrazu. - Teraz? - Jeśli jesteś zainteresowana - wzruszył ramionami. - Zainteresowana czym? - spytała, choć wiedziała, że Diaz mógł pojawić się tylko z nowymi informacjami o sprawie Justina. - Zaczekaj, przebiorę się - dodała szybko, wstając. Miała na sobie letnią sukienkę i sandały - Nie ma potrzeby. Jedziemy do Juarez. Złapała torebkę, pospiesznie upewniając się, że jest w niej wszystko, czego może potrzebować. - Jedźmy więc - rzekła. - Pojedziemy moim - odezwał się Diaz, kiedy zeszli już na dół po zewnętrznych schodach budynku. Wskazał na przybrudzoną niebieską półciężarówkę. - Przejeżdżamy przez granicę czy przekraczamy ją pieszo? - Pieszo. Tak będzie szybciej. an43 207