- Czemu opuściłeś tajne służby? - spytała Klara.
- Żona mnie potrzebowała - powiedział, uświadamiając sobie, że nigdy dotąd nie mówił o tym głośno. W ten sposób usprawiedliwiał się przecież przed poczuciem winy wynikającym z tego, że Diana nie była z nim szczęśliwa. Nie potrafił o tym zapomnieć. - Nie lubiła, kiedy podróżowałeś? - Nie potrafiła być sama. Wolałbym jednak o niej nie mówić - rzekł. A w każdym razie nie z tobą, dodał w myślach. Klara ze zrozumieniem skinęła głową. Właśnie dlatego nigdy nie wyszła za mąż. Większość jej kolegów i koleżanek też była samotna lub rozwiedziona. Nie bywali w domu, gdy byli tam potrzebni, więc ich żony i mężowie nie mogli tego zaakceptować na dłuższą metę. Jeszcze raz spojrzała w okno, by spostrzec, jak nocny ptak poluje na rybę. Widok ten zapierał dech w piersiach. - Co obserwujesz? - zainteresował się. - Nocne łowy - odparła. Przysiadł się do niej i popatrzył przez szybę. - To jastrząb - powiedział, a potem odstawił na stolik kieliszek z winem. - Tę małą łódkę dostałem, gdy miałem szesnaście lat - ciągnął, popatrując w okno. - Znam każdy zakątek rzeki, - Kiedy ostatnio pływałeś? - Dawno temu - westchnął. - Może chciałbyś sobie przypomnieć, jak to jest? Oczywiście jacht byłby wygodniejszy. - Ale z łódki lepiej widać życie rzeki. Klara była myślami gdzie indziej. Bryce musnął palcami jej włosy i przesunął je ku szyi. Czując jego dotyk, zesztywniała i szczelniej otuliła się szlafroczkiem. - Próbujesz mnie uwieść? - A działa? - Oczywiście. - Jednak nie chcesz tego, prawda? Tylko skąd masz pewność, że się nie mylisz? - Nie mam. Wiem, iż możesz zdobyć każdą kobietę, ale ja nie jestem tym typem, który nadaje się do stałych związków. - Kto powiedział, że chcę kogoś na stałe? - Już to przerabialiśmy. - Pięć lat temu. - Naprawdę powinieneś dać temu spokój. Wiedział, iż miała rację, a jednak coś niezrozumiałego popychało go ku niej. - Ciągle cię widzę... - Przestań. - Czuję cię. - Bryce, dosyć... - Klara wstała i odstawiła kieliszek z winem, którego nie tknęła. - Znowu uciekasz? - spytał. - Zostałam tu dla Karoliny pod warunkiem, że będziesz się trzymał ode mnie z daleka. - Jeden Bóg wie, iż próbuję, a jednak nie potrafię zapanować nad pragnieniem dotknięcia cię. - Nie zamierzam więcej być wykorzystywana. Bryce nie wiedział, czy miała na myśli zdarzenie w Hongkongu, czy coś innego. - Przecież ty wcale mnie nie pragniesz. Połączyła nas tylko jedna noc. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym ci dać więcej. - Dlaczego mam w to wierzyć? - spytał. - Ponieważ mówię prawdę. Bryce wstał w milczeniu, a ona cofnęła się o krok. Nic nie mogła poradzić na to, że tak na nią działał samym spojrzeniem. Nie powinna mu na to pozwolić, a jednak pragnęła dostać to, co obiecywał wzrokiem. - Trudno będzie utrzymać dystans - zauważył. - Byłoby łatwiej, gdybyś przestał patrzeć na mnie w ten sposób. - Wiem o tobie jedynie to, że kiedy mnie pragniesz, masz właśnie takie oczy - powiedział. - Myśl o mnie jako o niani. To powinno ci pomóc - poradziła. - Dobrze. Będę zachowywał się jak szef. - Nie o to mi chodziło. Położył ręce na ramionach Klary, co przyprawiło ją o gwałtowne bicie serca. - Obiecałeś mnie nie dotykać. - Ostatni raz - szepnął. - Nie - powiedziała błagalnym tonem. - Tak - rzekł, pochylając się nad nią. Klara już wiedziała, że jest stracona. Wystarczyło, że spojrzała mu w oczy i od razu słabła. Bryce musnął ją wargami i wziął w ramiona. Nie spieszył się, całował delikatnie. Cierpliwie czekał, aż Klara rozchyli usta, by wsunąć w nie język i przytulić ją mocniej. Zdawała sobie sprawę, iż tym razem jest inaczej. Bryce wyraźnie panował nad sytuacją. Jednak z każdą chwilą oboje oddychali coraz szybciej i ogarniała ich coraz większa namiętność. Objęła go, spragniona jeszcze większej bliskości. Bryce pieścił wargi pocałunkami, budząc w niej gorące pragnienia. Pozwoliła na to, powtarzając w duchu, że jeszcze tylko chwila i zaraz mu się oprze. A jednak się nie udało. Podświadomie szukała w tej bliskości wszystkiego, czego dotąd nie miała. Prawdziwego życia, rodzinnej normalności bycia z tym człowiekiem i jego dzieckiem. Czuła, że uginają się pod nią nogi. Oderwała wargi od ust Bryce'a i odsunęła się. Wtedy spostrzegł łzy w jej ciemnych oczach. - Nigdy więcej tego nie rób - szepnęła, a potem wyszła z pokoju. Wiedział, co miała na myśli. Chodziło o pocałunki. Trwały chwilę, a bardzo skomplikowały sytuację. Ani pięć lat temu, ani teraz nie potrafił przestać o niej myśleć. Nie wyobrażał sobie, jak będą dalej żyli obok siebie. Dostał to, na co zasłużył. Następnego ranka Klara zachowywała się z rezerwą. Zajmowała się tylko jego córeczką, nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem. Wyglądało to tak, jakby ktoś przeciągnął między nimi niewidzialną linę. Całkiem się od niego odseparowała.