Emmą do lekarza.
– Przyjaciółka? – Kate zastanawiała się, kto to mógł być. – Z ,,Uncommon Bean’’? – No, przyjechała do was. Czekała na huśtawce, aż wrócicie. Kate poczuła, jak włosy jeżą jej się na głowie. – Jakaś dziewczyna siedziała na naszej huśtawce?! – Mhm, bardzo ładna. Mogła mieć ze dwadzieścia lat. Wyglądała na zdziwioną, kiedy spytałem, co u was robi. – Mężczyzna puścił do niej oko. – Trzeba mieć się na baczności, prawda? Brakujące zdjęcie. Wgniecenia na łóżku. Poczucie, że nie jest sama. Ż e ktoś ją obserwuje. Kate zaczęła drżeć, ale starała się ukryć to przed sąsiadem. – I co powiedziała, kiedy ją o to zapytałeś? – Że jest waszą znajomą z Nowego Orleanu. I że pojechałaś z małą Emmą do lekarza. Nie mówiła, jak się nazywa, a to przecież nie moja sprawa. – Zmarszczył brwi. – Może powinienem się spytać? – To nie była nasza znajoma. – Z trudem przełknęła ślinę. – O której to było, Joe? – Byłem na spacerze z Beauregardem – mężczyzna podrapał się po głowie – więc gdzieś koło południa. W południe była już w mieście, a Richard pewnie przy kolejnym dołku. Joe pokręci głową. – Coś mi się w niej nie podobało – stwierdził po namyśle. – Ale nawet wiedziała, jak mała ma na imię. Co miałem robić? – Rozłożył ręce w bezradnym geście. Kate uśmiechnęła się, by uspokoić staruszka. – To pewnie jakieś nieporozumienie. – Mam nadzieję, Kate. Ale wolałem wam o tym opowiedzieć. – Dzięki. Dobrze, że to zrobiłeś. – Otworzyła mu drzwi i zobaczyła mercedesa Richarda na podjeździe. – Czuję się bezpieczniej, wiedząc, że mieszkasz w pobliżu. Wyprostował dumnie przygarbione plecy. – Będę uważał i dam wam znać, gdyby coś się tu działo. Kate jeszcze raz podziękowała, a następnie pożegnała się z nim. Nie zamknęła jednak drzwi. Czekała na Richarda. Słyszała jeszcze, jak pozdrowił Joego, a potem pojawił się przy wejściu. – Witaj, kochanie. – Schylił się, żeby ją pocałować. – Jak minął ci dzień? Wszystko jest w porządku? Spojrzała na niego mało przytomnie. O to samo pytał ją wcześniej Joe! – Co? Gdzie? – W ,,Uncommon Bean’’ oczywiście – odrzekł. Patrzyła na niego z bijącym sercem. Już chciała powiedzieć mu o spotkaniu z Lukiem, ale rzuciła tylko: – Wiesz, jak to jest w soboty. Sympatycznie, ale mamy dużo klientów. Natychmiast pożałowała, że skłamała. Byłoby jednak jeszcze gorzej, gdyby próbowała teraz to odwołać. Lepiej nie budzić licha, pomyślała, czując, jak pałają jej policzki. Po co niepokoić Richarda czymś, co i tak już się skończyło? Przeszli do kuchni. Dopiero tutaj zobaczył, jak wygląda. – Nic ci nie jest? – spytał, sięgając do lodówki po piwo. – Wyglądasz jakoś dziwnie. Powiedz mu o Luke’u. Teraz jest okazja. – Naprawdę?